Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/w-instytucja.naklo.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 17
A niby czyja to wina, detektywie Bentz?

– Nie. A ty?

Poszukiwaczy Było jeszcze wcześnie, ale gorąco stawało się już
oznajmiła w knajpie pełnej ludzi, że zapłaci dziesięć tysięcy dolarów
je pokazać, to czemu nie miałaby skorzystać. Obeszli dom dookoła.
pocałunkiem. Uniósł ją nieco w górę, tak że Milla musiała wspiąć się
kościół w Guadalupe o tej samej porze? Przypadek czy coś więcej?
- Kiedy? Czemu nie dałeś mi porozmawiać z Joann?
z nich mieszkało jeszcze z matką, kiedy ta zajmowała się porwanymi
gruba i sucha; kobieta rozkoszowała się cudownym ciepłem. Diaz
razem pocałunek nie był nieśmiały ani delikatny. Mężczyzna całował
Słowa zawisły w powietrzu, gdzieś pomiędzy nimi. Nie
Diaz patrzył w boczne lusterko, obserwując samochody jadące
drodze. Ale nie zrobił tego, bo oboje nie stanowili dla niego żadnego

- On już zabity - powiedziała.

Nie!

świetlicy - Robię popcorn, mam jeszcze jedną paczkę. Chcesz trochę?
dziewczynki porwanej z własnego podwórka. Samochód:
przeszkoleniem medycznym. Diaz myślał o nim jednak jako o

Niech lepiej myśli, że to Poszukiwacze będą płacić.W

– Twojemu mężowi na pewno się spodoba – mówię, patrząc na fotografię. – Na pewno. –
wiem! Przypominam sobie, jak Jennifer wspomniała, że jej przepowiedziała, że będzie mieć
Wspierając się o ławeczkę, dźwignął się do pozycji pionowej i stał, potężny i silny.

- Włączę ogrzewanie - powiedział Diaz, wstając i wychodząc z

krwią, albo... Sama nie wiem... Staniesz się impotentem, i to do tego stopnia, że ulubiona
– Na parkingu policyjnym. Szukamy w nim dowodów.
Savannah przez jakiś czas chodził do knajp na podryw, miał nawet kilka przygód na jedną noc. Seks był niezły, ale trochę jak tania whisky. Następnego dnia Reed czuł się zmęczony, wypluty i zwyczajnie stary. Dał sobie spokój. Nie potrzebował przekrwionych oczu i wyrzutów sumienia. Ile razy mówił „Zadzwonię do ciebie”, chociaż wiedział, nawet po paru drinkach, że łże jak pies i że chodzi mu tylko o jeden numerek, o nic więcej. Może powinien grać w kręgle. Albo w golfa. Albo uprawiać wspinaczkę skałkową. Cokolwiek. Potarł dwudniowy zarost, dopił resztki zimnej kawy i postanowił przejść się do biura Kathy Okano. Zadać jej kilka pytań. To przecież ona naciskała na przyspieszenie śledztwa w sprawie Bandeaux, a teraz się wycofuje. Niezdecydowana jak dziewica. Przeszedł przez korytarz i już miał wejść do jej gabinetu, gdy drogę zablokowała mu jej sekretarka - Tonya. Wyglądała jak czynna członkini Światowej Federacji Zapaśniczej. Grubo ciosana, zdecydowanie mało kobieca figura, do tego tona makijażu, czarne, wzburzone włosy i cięty język. - Wyszła. - Dokąd? - Była umówiona na lunch - odpowiedziała sekretarka. - Ale właśnie rozmawiałem z nią przez telefon. - A, to już wiem, dlaczego wyleciała stąd jak szalona - powiedziała Tonya. - Przekażę jej, że pan był. - Dzięki - warknął, wsadzając ręce do kieszeni. Zawrócił do swojego gabinetu i przyspieszył kroku, słysząc telefon. Dzwoniła Morrisette. - Pieprzony dupek! Powinnam cię spisać! - wrzeszczała. Pewnie ktoś zajechał jej drogę. - Za co? - zapytał Reed. - Cześć! Słyszałeś najświeższe wieści? - zapytała, przekrzykując hałas skrzeczącego radia policyjnego i pędzących samochodów. - Wczoraj w nocy Berneda Montgomery kopnęła w kalendarz. - Matka? - Zgadza się, zabrano ją do szpitala, bo miała atak z serca, i w ciągu dwudziestu czterech wykitowała. I co powiesz? Pechowo, nie? Ty! Uważaj! Jak jedziesz, kurwa! - Opanuj się. Opowiedz mi o Bernedzie Montgomery. - Niewiele wiem, ale w szpitalu wrze. Wygląda na to, że nie umarła tak po prostu. Broniła się. Niewykluczone, że ktoś wśliznął się do jej pokoju i udusił ją albo podał jakiś środek. - Cholera! - Amanda Montgomery ostrzegała go, że ktoś próbuje wykończyć całą rodzinę. Zdaje się, że miała rację. - Spotkajmy się w szpitalu. - Już tam jadę. Sięgnął po marynarkę i kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Odwrócił się i zobaczył Sugar Biscayne. - Detektywie Reed? Mogę z panem chwilę porozmawiać? - Jej wczorajsza buta wyparowała bez śladu. Spojrzał ostentacyjnie na zegarek. - Jasne. Proszę wejść. - Zaprosił ją do środka.